wtorek, 24 listopada 2009

Why So Serious?


Batman Begins

Czytając jakiś czas temu recenzję gry Batman: Arkham Asylum nie mogłem się nadziwić zachwytom, jakie wzbudziła ona w recenzencie. Moja pamięć do tego typu tworów sięga bowiem nieco dalej, niż do ostatniego filmu z nietuzinkowym Ledgerem w roli Jokera i zabarwiona jest niestety sceptycyzmem. Dlaczego?


Przyznam, że idol z dzieciństwa w pewnym momencie życia zaczął mnie nieco śmieszyć. Na taki stan rzeczy wpływ z pewnością miał film Batman i Robin, no i postać tego drugiego ogólnie. Wiem, że bardzo dawno temu (i mowa tu o całych dekadach) Człowiek Nietoperz był mniej mroczny i że postać tego irytującego pajaca w jakiś sposób do tego wszystkiego pasowała. Później jednak nastąpiła zmiana klimatu (*) i osmarkany cyrkowiec w oczojebnej zielono-żółto-czerwonej piżamie pasował tam jak świnia do siodła. No i ta sprawa z majtkami ubieranymi na wierzch. Wiem, po prostu zdziadziałem, ale nawet na Mrocznym Rycerzu zdarzyło mi się kilka razy uśmiechnąć.

Nastrojom nie sprzyjał też fakt, że do tej pory praktycznie wszystkie "egranizacje" komiksowe i filmowe (Arkham Asylum nie ma nic wspólnego z ostatnim filmem - i dobrze) nie powalały. Te drugie w dodatku były budżetówkami, wydawanymi na szybko, aby premiery zbiegły się w czasie. Tego się właśnie spodziewałem po tej grze.


Batman Returns

Niepotrzebnie. Właściwie do czego bym się w niej nie przyczepił, wszystko jest dobre lub bardzo dobre. Ba, zdarzają się tu elementy wybitne. Wszystko zaczyna się w chwili, kiedy Batman eskortuje Jokera do słynnego zakładu karnego, gdzie lądują wszyscy "wybitni" przestępcy. Tym razem coś tu jednak nie pasuje. Joker zbyt łatwo dał się złapać i dopisuje mu dziwny - nawet jak na niego - humor. Obawy te nie są na wyrost. Joker z łatwością wymyka się strażnikom, a wszystko okazuje się długo przygotowywaną pułapką na alter ego Bruce'a Wayne'a. Rozpoczyna się chora zabawa psychopaty, sterującego całym kompleksem i jego zawartością. Ta zasługuje tutaj na szczególne uznanie. Znajduje się tutaj niemal cała śmietanka towarzyska, jaką Batman wcześniej zamknął i każdy ma zamiar dorwać się do jego tyłka (żeby go skopać oczywiście). Pojawiają się m.in. Harley Quinn, Killer Croc, Bane, Trujący Bluszcz, Victor Zsasz czy kapitalny Scarecrow. Starcia z tym ostatnim zapadają na długo w pamięci, kiedy wdziera się do umysłu Batmana i... Szczegółów nie zdradzę :)

Już na pierwszy rzut oka widać, że gra prezentuje się przepięknie. O ile graficzne fajerwerki w pewien sposób oddać mogą zamieszczone screeny, o tyle wyczynów głównego bohatera nie da się już tak łatwo opisać. Ta góra mięsa jest tak sprawna, że raka spaliłby przy niej nawet Bruce Lee. Walcząc z dziesięcioma oprychami na raz czujemy się, jakbyśmy połączyli lekcję baletu i festiwal mieszanych sztuk walki.


W walce z użyciem kończyn przeciwnicy raczej nie mają wielkich szans, lecz kiedy w ich rękach pojawia się broń, otwarte starcie nie ma większego sensu. Tutaj kolejny olbrzymi atut gry - pojawiają się elementy skradanki, w których stajmy się Predatorem i po cichu likwidujemy kolejnych przeciwników. Ci, widząc co się dzieje, a nie wiedząc, gdzie jesteśmy, zaczynają świrować. Pojawiają się też elementy detektywistyczne. Batmanowi towarzyszy jak zwykle najnowocześniejsza, najbardziej batzajebista battechnologia, jaką ta batplaneta widziała. A to mamy nastawić specjalne batsensory i się gdzieś czemuś przyjrzeć, a to iść śladem przeanalizowanych wcześniej cząstek DNA ofiary, z ustawioną widocznością tylko na te najświeższe... Uśmiech parę razy się na moim ryju pojawił, bo chyba gdzieś coś podobnego widziałem.


Batman Forever!

Nie przeciągając - tak forma jak i treść tej produkcji bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły i dlatego dzielę się swoimi wrażeniami. Wspomnę tylko, że gdy ukończyłem wątek główny, okazało się, że za mną dopiero 67% gry. Wśród wymienionych przeciwników nie podałem specjalnie Człowieka Zagadki, który nie pojawia się bezpośrednio w grze, ale pozostawił na całej wyspie dokładnie 240 ukrytych bonusów i łamigłówek. Zbierając je, odblokowujemy nowe zdolności, kolekcjonujemy karty różnych postaci z komiksów, taśmy z przesłuchań niektórych czarnych charakterów i odkrywamy największą tajemnicę zakładu. Rzadko która gra potrafi bawić takimi dodatkami równie mocno, jak samym głównym zadaniem.

Podsumowując, Batman: Arkham Asylum to z pewnością jedna z lepszych gier, w jakie dane mi było zagrać, nie tylko ostatnimi czasy. W dodatku kończy się sugestywnym filmikiem, który podpowiada nam, że to nie koniec historii...


A tutaj dwa krótkie trailery, z pewnością warte zobaczenia.






(*) Od czasów genialnej opowieści Knightfall (Upadek Rycerza, lecz czyta się to tak samo jak Nightfall, czyli zapadnięcie nocy). Niejaki Bane (występuje również w grze jako jeden z bossów), dysponujący olbrzymią siłą i nieprzeciętnym umysłem uwalnia wszystkich zbirów z Arkham. Batmanowi co prawda udaje się ich ponownie złapać, ale płaci za to ogromną cenę - wymęczony fizycznie i psychicznie przegrywa walkę z samym Bane'em, który łamie mu kręgosłup i upokarza przed całym Gotham. Zniszczony Bruce Wayne porusza się od tej pory na wózku pod opieką Alfreda. To nie koniec dramatu. W międzyczasie pojawia się w mieście drugi Batman, wyjątkowo brutalny i pozbawiony skrupułów oszust...

1 komentarze:

mez pisze...

Jak Ty sobie wyobrażasz superbohatera bez majtek na getrach i pelerynki?

Prześlij komentarz